31.03.2021
Mała (Wielka) Ojczyzna
W kampanii przedspisowej polskich organizacji postanowiono ograniczyć odwołania do kwestii historycznych. To zrozumiałe, wiele osób jest już zmęczona przypominaniem trudnej i złożonej historii Zaolzia. Wiele ma w ogóle awersję do historii, często jeszcze od czasu nauki w szkole (to wina nauczycieli!). Daty, książęta i pierwsi sekretarze, epoki, bitwy itd. ciężko to spamiętać. Było, minęło, po co do tego wracać? Trzeba patrzeć w przyszłość, przede wszystkim myśleć o dziś i jutrze, a nie o „wczoraj”. Słusznie i rozsądnie. Jednak bez wczoraj, dziś i jutro byłoby całkiem inne - i ja do Państwa właśnie w tej sprawie…
Można się historią w ogóle nie interesować, nie zajmować. Niestety historia zawsze „zainteresuje się” nami, nawet jeśli będziemy „stali z boku”. Być może w obecnym spisie w rubryce „národnost” nie wpiszecie nic, będziecie się asekurować, albo wpiszecie podwójną narodowość lub z awersji do historii Zaolzia wpiszecie jeszcze co innego niż „polská”. Za chwilę ten kolejny spis ludności, jeden z wielu, też będzie historią. Niestety do roku i do dnia, ta historia „przełoży się” na Waszą małą Ojczyznę. Czy Polacy na Zaolziu odczują te zmiany „delikatnie” czy będzie „bolało”, to zależy od Was, od tego czy teraz wpiszecie „polská”.
Ja nie jestem z Zaolzia, nie jestem tu stela. Mieszkam tylko blisko przy jego granicy, choć do 1990 roku, w czasie braterskiej przyjaźni obu „socjalistycznych” krajów, byliście tak „daleko” jak Hiszpania albo Islandia. Od kilkunastu lat zajmuję się tematyką konfliktu polsko-czechosłowackiego z pierwszej połowy XX wieku, a więc głównie Śląskiem Cieszyńskim i Zaolziem właśnie. Jednak region i miejsca, w których historyczne wydarzenia i procesy przebiegały, budziłby pewnie u mnie tylko sentyment, jak Grecja dla badacza starożytności, albo Tabor dla historyka ruchu husyckiego. To co jest w nim naprawdę wyjątkowe to ludzie, Polacy – Zaolziacy, ci, których przodków historię badam i ci których dane mi było spotkać. To moi rodacy: Pani Bohdana z Piotrowic, moja nauczycielka języka czeskiego, Pani redaktorka Otylia, niestrudzona bojownicza o sprawę polską, Pan Stanisław z Nawsia, który zawsze chętnie „ukłuje szpilą” krytyki (czasami trafnie!), Pan Bohdan, strażnik pamięci o Stonawskiej tragedii, Natalia z Hawierzowa, która dużą część młodego życia przetańczyła w zespole ludowym. To także Piotr Lipka z Karwiny-Raju, pasjonat historii regionu, od którego tyle się o Zaolziu dowiedziałem, a który po długiej chorobie odszedł 9 marca tego roku, na którego pogrzeb ze względu na covidowe obostrzenia nie mogłem pojechać. To dziesiątki innych osób, które poznałem, z którymi czasami wymieniłem tyko uścisk dłoni, kilka słów i serdeczny uśmiech, a których z braku miejsca nie wymienię.
Na losach pokoleń, które żyły przed Wami na Zaolziu, spełniła się niestety chińska klątwa: „obyś żył w ciekawych czasach”. Ci, którzy urodzili się jeszcze za „nieboszczki Austrii”, przez całe życie, nie opuszczając nawet rodzinnego domu, zmieniali przynależność państwową „jak rękawiczki”. Do jesieni 1918 roku były tu Austro-Węgry, potem do 1920 roku część Zaolzia (nazwa ta weszła w życie później, w latach 30. XX wieku) znalazła się pod polską władzą Rady Narodowej Księstwa Cieszyńskiego. W latach 1920-1938 była tu Czechosłowacja, potem przez 11 miesięcy do września 1939 roku znowu Polska. W latach 1939-1945 zbrodnicza okupacja hitlerowskich Niemiec, od 1945 znowu Czechosłowacja, a ci, którym zdrowie dopisywało, doczekali się jeszcze kolejnej zmiany i zostali obywatelami Republiki Czeskiej. Przez ten czas kilka razy zmienił się ustrój polityczny, od monarchii po totalitaryzm według sowieckich wzorów. Przeżyli kilka wojen i kilka spisów ludności.
Historia Zaolzia i jego mieszkańców zawsze „naznaczona” była polskością, głęboko aż „do kości, aż do korzenia”. To „znamię”, którego nic nie wymaże. Półtora wieku temu budziciele chodzili na piechotę po polskie książki do Krakowa, poświęcali swoje życie dla wzbudzenia polskości. To narodowe odrodzenie jest wyjątkowe, bo niewiele w nim szlacheckich dworków jak z „Pana Tadeusza”, a więcej sedlackich chałup i Domów Robotniczych, mniej szumu husarskich skrzydeł, a więcej zwyczajnych bohaterów dnia powszedniego. To historia prostych ludzi, spracowanych dłoni rolników, górników i hutników, którzy Polakami chcieli być, którzy polskość utrzymali na przekór dziejowym burzom i zamętom. Nie brak w tej historii także tak bardzo "z ducha" polskiego poświęcenia dla sprawy narodowej. Z Zaolzia zgłosiło się kilka setek ochotników do Legionów Polskich. Kilkuset młodych ludzi, którzy chcieli zaryzykować życie dla Polski. Przewrót z listopada 1918 roku na Śląsku Cieszyńskim i władza Rady Narodowej wsparte zostały m.in. tymi spracowanymi dłońmi górników z Zagłębia i hutników z Trzyńca, którzy licznie wstępowali do Milicji Polskiej Śląska Cieszyńskiego i ochotniczo zasilali szeregi Pułku Ziemi Cieszyńskiej. 100 lat temu, kiedy odrodziła się Polska, mimo wcześniejszej germanizacji i czechizacji na Zaolziu wciąż jeszcze świadomi Polacy stanowili większość. Historia Waszych pradziadków to niestety także krwawy konflikt z Czechami w styczniu 1919 roku, w czasie którego ponad 1 000 milicjantów i cywilnych ochotników m.in. z Karwiny, Frysztatu, Dąbrowy, Trzyńca i Jabłonkowa bez wahania stanęło w pierwszej linii. Postawili własne życie jak „kamienie na szaniec”, chwytając za broń aby bronić swoich domów, bronić Polski. Tylko dzięki ich wsparciu pierwszego dnia wojny, 23 stycznia 1919 roku, nielicznym polskim żołnierzom udało się utrzymać część Zagłębia Karwińskiego. Tylko dzięki nim kolejnego dnia udało się zatrzymać atak od południa przez Przesmyk Jabłonkowski z Czadcy na Trzyniec. To oni 24 stycznia 1919 roku, osamotnieni po wycofaniu wojska, podjęli heroiczny bój broniąc Karwiny, broniąc własnych domów i rodzin. Wielu z nich własną krwią i życiem w Suchej Górnej i Olbrachcicach przypieczętowało swój patriotyzm. Później masowo włączyli się w przygotowanie plebiscytu i w czasie wielomiesięcznej kampanii, pełnej przemocy i równie tragicznej jak wojna, znowu oddali za polskość daninę krwi. Dziejowe zawirowania odcięły ich od Polski nową granicą latem 1920 roku. Choć byli rozgoryczeni, słusznie rozżaleni, nie poddali się prowadzonej z różnym natężeniem czechizacji. Mimo wielu krzywd, niesprawiedliwości, mimo wielkiego kryzysu gospodarczego, Zaolzie utrzymało swą polskość. Polskość, za którą przyszło płacić życiem pod okupacją niemiecką, ale nawet potworny terror, bestialskie zbrodnie Niemców, chcących eksterminować, zamordować dokładnie tę polskość, nie złamały zaolziańskich Polaków.
Dzieje zrywów, wojen i tragicznych wydarzeń stanowią jedną z pieczęci, potwierdzających polskość Zaolzia. Jednak takie przełomowe i dramatyczne okresy eskalacji konfliktów granicznych i narodowościowych, to zaledwie mała część ostatnich 100 -150 lat. Większość tego okresu to bohaterstwo szarych dni codziennych. Przeciwstawianie się germanizacji, czechizacji, znowu germanizacji i znowu czechizacji, podtrzymanie i kultywowanie tradycji, „trzymanie się” polskości. To odwaga tych, którzy mimo wszystko posyłali swoje dzieci do polskich szkół, wpisywali „polská” przy kolejnych spisach austriackich i czechosłowackich. To zaangażowanie w polski ruch narodowy, polityczny, w działalność polskich organizacji, stowarzyszeń, spółdzielni. To poświęcanie czasu, energii i pieniędzy na współudział i współtworzenie niezwykle różnorodnej działalności sportowej, kulturalnej, oświatowej. To również płacenie „daniny za polskość” brakiem awansów, pozbawieniem pracy, znoszenie różnych szykan ze strony lokalnych władz czechosłowackich. Pradziadkowie i babcie, rodzice dziś żyjących pokoleń – czasami już zapomniani bohaterzy – utrzymali i tworzyli polskość Zaolzia. To oni, choć mieli pokaźny rachunek krzywd, potrafili w czasie aneksji Zaolzia, gdy nowe polskie władze brutalnie prześladowały Czechów, udzielać schronienia i pomocy swoim czeskim sąsiadom. I nie tylko indywidualnie, ale także jako zaolziańska społeczność polska, wysłali delegację z dyrektorem polskiego gimnazjum w Orłowej Piotrem Feliksem i byłym burmistrzem Karwiny Wacławem Olszakiem na czele do władz polskich. Prosili o zaprzestanie prześladowań swoich czeskich sąsiadów, mieszkających od pokoleń na Zaolziu, o przywrócenie choć części czeskiego szkolnictwa. Zaolziańska polskość to różnorodność religijna, polityczna, w której Zaolziacy byli Polakami bez względu na wyznanie czy przynależność partyjną. To historia Waszych rodzin, pradziadków, babć i rodziców, to tradycja, o której właśnie teraz przy tym spisie warto sobie przypomnieć.
To dziedzictwo nie może jednak być brzemieniem. Polskości nikt nie może Wam narzucić, nakazać. To kwestia świadomej identyfikacji i przynależności, to trzeba czuć. Nawet kiedy nie mówicie literacką polszczyzną, a nawet gwary używacie od wielkiego święta - ważniejsze jest to, czy czujecie się Polakami. Gdy cieszycie się z sukcesów polskich naukowców, artystów, sportowców z obu stron Olzy - to właśnie jeden z wielu powodów, żeby wpisać „polská”. Kiedy czujecie dumę z historii swojej małej Ojczyzny, ze współczesnych sukcesów swoich rodaków, ale też kiedy czujecie smutek i wstyd z powodu polskich przegranych, kiedy rząd z Warszawy znowu „coś zawalił”. To znak, że Wam na polskości zależy, to jeden z wielu powodów, żeby wpisać "polská". Ten spis to okazja dokonania czegoś niezwykle ważnego, współtworzenia historii i współkreowania przyszłości Zaolzia. W tym wyjątkowo trudnym czasie covidowej zarazy, zadeklarowanie narodowości poprzez wpisanie „polská” to też moment, żeby poczuć wspólnotę narodową i z dumą podnieść wyżej głowę.
Daniel Korbel